"Susan po trzech latach wychodzi ze szpitala psychiatrycznego z nową tożsamością. Bliscy, policja, lekarze – wszyscy mówią Emmie – tak ma teraz na imię – że trafiła tam, bo zabiła swojego synka. Emma nic nie pamięta. Więc musi im ufać… prawda? A jeżeli wszyscy kłamią, a ona została wrobiona w tę zbrodnię? A jeżeli zbrodni nie było, a Dylan żyje…? "
Książka jest bardzo dobra od pierwszych stron. Wciąga niesamowicie, a strony same uciekają. Nie mogłam ani na chwilę odłożyć książki, bo ciekawość brała górę.
Autorka wybrała dość oryginalny, ale zarazem trudny temat, jakim jest śmierć niemowlaka, depresja poporodowa.
Lecz to nie wszystko co autorka nam tutaj zaserwowała, a uwierzcie jest tego dużo.
Nie chciałabym napisać czegoś co zepsuje Wam książkę, dlatego przejdę do bohaterów.
Miałam wrażenie, że jest tu więcej czarnych charakterów, autorka ujawniła te najgorsze i najstraszniejsze strony ludzkiej natury.
Historia opowiedziana jest na dwóch płaszczyznach czasowych, w teraźniejszości, kiedy to Susan Webster ma inną tożsamość i próbuje sobie na nowo ułożyć życie oraz w roku 1992 i w większości historia opowiedziana jest przez mężczyznę, którego imię nic nam kompletnie na początku nie mówi.
Dopiero na końcu te dwie historie się zazębiają i ukazują nam jeden spójny obraz sytuacji.
Jest to mroczna opowieść o tym jak bardzo tajemnica z przeszłości może zrujnować nam życie w teraźniejszości.
Moja ocena 9/10
Nie ma tu rozlewu krwi, morderstw na każdym kroku, a książka wciąga już od pierwszej strony. Historia poruszyła moje najwrażliwsze struny i grała na moich emocjach do granic możliwości.
Było to już moje drugie spotkanie z twórczością autorki i "Czarownice nie płoną" mi się podobały, ale ta książka przebiła tamtą historię.
Polecam!!!
Tytuł: Tak cię straciłam
Autor: Jenny Blackhurst
Wydawca: Albatros
Stron: 410
Ocena: 9/10
Dziękuję Wydawnictwu Albatros za egzemplarz!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz