wtorek, 28 maja 2019

"WYSPA POTĘPIONYCH. PRAWDZIWA HISTORIA WYSPY BLACKWELL" Stacy Horn

"W drugim dniu jej pracy półroczne niemowlę, chłopczyk o imieniu Charles Shutz, umarło na wrzodziejące zapalenie jamy ustnej. Nie jest to śmiertelna choroba, ale jeśli się jej nie leczy, jak to z pewnością było w tym przypadku, może doprowadzić do zgonu. Niewykluczone również, że w związku z odczuwanym bólem niemowlę przestało jeść, co mogło przyczynić się do tej tragedii. Pupę miało pokiereszowaną, że kiedy pani Ramscar poprosiła Emmę o umycie małego i przygotowanie do pogrzebu, kobieta nie mogła się na to zdobyć. "Widok tego dziecka był dla mnie zbyt straszny", zeznała później. Skutek był taki, że ciałem Charlesa nikt się nie zajął."

Bardzo chciałam zapoznać się z tą książką, ale jak już zaczęłam ją czytać to żałowałam, że tak bardzo mi na tym zależało. Nie to nie to, że książka jest zła, to źli byli ludzie. Czytając musiałam robić sobie przerwy, a chociaż ja do bardzo wrażliwych osób nie należę. Przychodziła mi tylko jedna myśl, jak to możliwe, że do tego doszło naprawdę i w dodatku w tak bliskim sąsiedztwie z Nowym Jorkiem.
Wczoraj gdy ją ukończyłam, aż sobie odsapnęłam z radości, że ta historia już za mną i nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze do niej wrócę. 
Uprzedzam, że jest to książka dla ludzi o mocnych nerwach i żołądkach.
To co tam się wydarzyło, wydarzyło się naprawdę i chyba to najbardziej przeraża.
Ale zacznijmy od początku...

Burmistrz, eksperci oraz inni dygnitarze miasta Nowy Jork wpadli na genialny pomysł, by na powierzchni niecałych sześćdziesięciu hektarów Wyspy Blackwell umieścić wszystkie osoby chore psychicznie, przestępców, bezrobotnych, ubogich i ciężko chorych. Niewiarygodne, a jednak!
I tak powstał Nowojorski Zakład dla Obłąkanych, Dom Przymusowej Pracy, Przytułek dla Ubogich, Szpital dla Ubogich, Zakład Karny. Każdy rozdział poświęcony jest jednej placówce. 

"Nawet zmarginalizowanym i skompromitowanym miało się tam żyć lepiej. Planowano zastosować najnowsze metody naukowe, aby dać szansę na odmianę swojego losu. Każdym miano się zajmować w nowiutkich obiektach z pionierskimi rozwiązaniami, niezależnie od tego, czy wysłano go tam w ramach humanitarnej kary, leczenia czy pomocy społecznej- to przecież Ameryka, a w Ameryce wszystko miało być zrobione najlepiej."

Czy to nie brzmi jak marzenie?
Pensjonariusze wyspy przecież mieli korzystać z osiągnięć nauki. mieli jakąś szansę na przyszłość, a ich istnienie nie przysparzało by już zmartwień. Ta nowoczesna placówka miała przynieść zaszczyt miastu...

Niestety wyspa Blackwell zamieniła się w istne piekło na ziemi. W placówkach tych panowały fatalne warunki, skazańcy zajmowali się pacjentami, a osoby zatrudnione wykazywały się agresją w stosunku do podopiecznych. Wysoka śmiertelność, przeludnienie, niedożywienie, choroby to tylko część tego co spotkało ludzi, którzy tam się znaleźli. 
Coś co miało służyć ludziom potrzebującym przyniosło tylko mękę i górę ludzkich zwłok...

Jeżeli szukacie mocnej książki, która Was przerazi i Wami wstrząśnie to ta jest idealna!
Dla mnie najgorsze były fragmenty mówiące o małych dzieciach... 
Mi brakuje słów, by Wam opisać coś więcej, to po prostu trzeba to przeczytać i poczuć!
To była książka, która poszargała moje emocje! 

Tytuł: Wyspa Potępionych. Prawdziwa historia Wyspy Blackwell
Autor: Stacy Horn
Wydawca: Znak
Stron: 350
Ocena: 10/10

Dziękuję Wydawnictwu Znak za egzemplarz!!!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz